Kiedy mamusia mówi “jedz swoje warzywa” – jedz je! Pokrojone w kosteczkę.

Jeśli twoje leniwe alter ego ma ochotę dać oczom odpocząć, użyj uszu i posłuchaj podcastu: Kiedy mamusia mówi “jedz swoje warzywa” – jedz je! Pokrojone w kosteczkę.

Leniwy, ciepły poranek zapowiadał upał. Przed nami dzień bez planu. Jechaliśmy wśród pól słonecznika, tym razem z otwartymi oknami, pozwalając zapachom francuskiego lata krążyć po wnętrzu samochodu i malować uśmiechy na naszych zaspanych, rozmarzonych twarzach.

Przed nami fala gorąca tworzyła miraż nad powierzchnią drogi, mglisty krajobraz wypełniony kolorami. Uwielbiam, kiedy tak się dzieje. Była to wczesna zapowiedź pięknego dnia, wysyłana do nas prosto z nieba.

Zadowoleni z takiej przepowiedni, jechaliśmy dalej szukać miejsca, w którym moglibyśmy uzupełnić nasz poziom energii. Niedługo potem pojawił się przed nami Aldi i postanowiliśmy urządzić przed nim piknik na małym, kwadratowym kawałku łąki.

Pomimo tego, że Aldi jest niemieckim supermarketem, jest on zobowiązany do sprzedaży pewnych ilości lokalnych produktów, aby móc działać za granicą. Również tutaj. Tak więc, korzystając z naprawdę niskich cen, kupiliśmy torbę smakołyków na resztę dnia.

Setki rodzajów pasztetów i serów, wszystkie tak świeże i aromatyczne jak bułki i warzywa. Brzoskwinie i śliwki dosłownie spadły z drzew tego ranka, założę się. A wypieki wypełnione owocami rozpływały się na naszych językach.

Trawa była wysoka, tam gdzie rozłożyliśmy się z naszą ucztą. Ruch uliczny był znikomy, więc nic prócz pszczół i os nie miało zamiaru przeszkadzać nam w delektowaniu się tymi dobrotkami. Ich leniwe próby kradzieży niektórych z naszych pyszności nawet się powiodły. Nie mieliśmy nic przeciwko dzieleniu się.

Przed nami miasto o nazwie Mirepoix. Zobaczyliśmy drogowskaz w drodze do sklepu i postanowiliśmy tam podskoczyć. W sumie już tam prawie że byliśmy.

Robiło się naprawdę gorąco. Dobrze odżywieni, nawodnieni i z poziomem witaminy D3 uzupełnionym porannym słońcem, spakowaliśmy wszystkie smakołyki i ruszyliśmy w poszukiwaniu przygody.

Przed nami pojawił się mur z bramą, sugerujący, że jest to właściwe miejsce do zaparkowania samochodu. W rzeczywistości to, co tutaj mamy, nazywa się La porte d’aval, dosłownie drzwi w dolnym biegu rzeki lub Dolna Brama, która pochodzi z 1372 roku.

Nieśmiało zerknąłam przez bramę i zobaczyłam małą uliczkę z zabawnym rowkiem pośrodku, prawdopodobnie rodzajem drenażu. Ulica widocznie prowadziła do jakiegoś placu.

Drogowskaz przy bramie sugerował coś “średniowiecznego”. Byliśmy gotowi na średniowiecze! Na tym etapie nie mieliśmy pojęcia, na jaką perełkę żeśmy się natknęli.

Czy kiedykolwiek oglądaliście filmy z Gérardem Depardieu, powiedzmy Człowiek w żelaznej masce, lub którąkolwiek z filmowych adaptacji książek Dumasa lub de Balzaca?

Średniowieczne miasta Francji otoczone murami sprawiały wrażenie budowlanego chaosu. Nieregularne główne ulice miały co najwyżej kilka metrów szerokości. Przez ich centrum przepływały ścieki, którymi płynęły śmieci, zanieczyszczenia i brudna woda. Ulice śmierdziały, a te zapachy przenikały do wnętrz domów. Pomieszczenia mieszkalne były małe i ciemne.

Budowano wówczas z drewna, gipsu i gliny. Kamień był rzadko używany. Na parterach znajdowały się zazwyczaj sklepy i warsztaty. Mieszkańcy miast w tym czasie zajmowali się przede wszystkim rzemiosłem. Organizacje gildii jeszcze nie istniały.

Tłumy gromadziły się na ulicach miast podczas procesji, tortur i egzekucji. Wielkim wydarzeniem w życiu miasta był wjazd i wizyta króla lub innych dostojników.

Szliśmy w kierunku placu między rzędami średniowiecznych budynków. Drewniane belki i krokwie podtrzymujące górne kondygnacje, krzywe okna, dachy i faliste ściany. To wszystko sprawiało, że poczułam się tak, jakby w każdej chwili kobieta ubrana w długą średniowieczną suknię z tasiemką przewiązaną przez klatkę piersiową, miała się wychylić z jednego z okien i wylać wiadro pomyj lub sików na nasze głowy. To jest to, co ryzykowaliście w tamtych czasach, czyż nie?

Zamknijcie oczy i pomyślcie o takiej scenie. Błotniste ubite drogi, brak kanalizacji, tylko wąskie rowy wzdłuż budynków. Tak, tam też płyną ludzkie i zwierzęce odchody. Wyobraźcie sobie kobiety w długich sukniach, którymi to wszystko rozmazują, przechodząc obok. I to nie jest wcale tak, że kąpią się i robią pranie zbyt często. W średniowieczu istniało nawet powszechne powiedzenie, że częste mycie skraca życie.

Fajnie czy też nie, mocz, od czasów starożytnych, był uważany za magiczny płyn i myślę, że jest to świetny moment, aby wspomnieć o kilku jego zastosowaniach na przestrzeni wieków. Zwłaszcza, że Mirepoix znajduje się tylko w dół drogi od rzymskich szlaków, a południowa Francja odziedziczyła mnóstwo rzymskich wynalazków. Ci zaś, kochali się w urynie.

Słowo “mocz” pochodzi od łacińskiego urina, co oznacza “nawilżać, płynąć”. Słowo “sikanie” jest onomatopetycznym terminem na mocz i było używane już w XIV wieku.

Ta żółta ciecz, którą nasze ciała odrzucają, składa się w 96% z wody, 2,5% z odpadów azotowych, głównie mocznika, związku, który dalej rozkłada się na amoniak, 1,5% soli mineralnych, a także znikomych ilości niektórych substancji, takich jak np. barwniki żółciowe, które nadają mu zapach, kolor i smak.

Ludzkość używała tej substancji przez wieki, a jeśli nigdy nie poświęcaliście wiele uwagi temu tematowi, to niektóre z poniższych informacji mogą Was nieźle zaskoczyć 🙂

Isagoge jest “Wprowadzeniem” do dzieła Arystotelesa o nazwie “Kategorie”, napisanym przez Porfiriusza na Sycylii w latach 268-270 n.e. Jest to filozoficzna praca na temat uniwersaliów i logiki, która również wyraźnie wspomina o moczu. Poniżej widzicie kopię tego rękopisu.

Litera “D” – inicjał, rozpoczynający zdanie “De urinarum differencia negocium” (Kwestia różnic moczu).

Starożytni greccy lekarze próbowali wyleczyć szaleństwo moczem osła, a gotowanie jajka w moczu pacjenta, a następnie zakopanie go w mrowisku miało wyleczyć gorączkę jak nic innego. Nic dziwnego, że kilka wieków później próbowano leczyć choroby typu AIDS w całkiem podobny sposób.

Australijscy aborygeni wierzyli, że oceany są moczem rozgniewanego boga próbującego utopić świat.

W czasach starożytnego Rzymu na rogach ulic znajdowały się ogromne pisuary, do których obywatele mogli uprzejmie ofiarować swoją działkę. Ważne było by ciecz była trzymana z dala od słońca lub ciepła, co mogłoby zmienić jej kolor. Zalecono, aby zbierać owe napełnione beczki w stanie czystym, nie rzadziej niż co około 24 godziny.

Rzymianie handlowali moczem, ekstrahowanym zarówno od ludzi, jak i zwierząt, płacąc podatki, zwane vectigal urinae wprowadzone przez cesarza Wespazjana, w tym właśnie celu. Od tych to podatków pochodzi wciąż używane do dziś powiedzenie Pecunia non olet: “Pieniądze nie śmierdzą”.

Rzymskie pisuary publiczne, które nawiasem mówiąc we Francji po dzień dzisiejszy nazywane są vespaziennes – po tym samym cesarzu Wespazjanie, nie były za darmo, a miasta potem dorabiały jeszcze więcej pieniędzy sprzedając ten sam mocz handlarzom tkanin, którzy stosowali go do wybielania.

Kaustyczne właściwości amoniaku oznaczają, że staje się on destrukcyjny, kiedy wchodzi w kontakt z niektórymi substancjami. Jest to zatem przydatny składnik środków czyszczących, ponieważ naturalnie neutralizuje tłuszcz i brud. Rozcieńczony wodą mocz był zatem używany do namaczania brudnych ubrań. Osoby piorące deptały następnie mokre pranie, tak jak winiarze gniotą winogrona. Oczywiście polewając je własnymi wydzielinami podczas tego procesu. Kropelka do kropelki!

Panaceum na wszystkie dolegliwości jamy ustnej miała być specjalna płukanka z ludzkiego moczu. Rzymianie robili to nie bez powodu. Założyli, że jeśli mocz doskonale sprawdza się jako wybielacz podczas prania tunik, jego właściwości czyszczące sprawdzą się również w przypadku zębów.

Nawet jeszcze w XVII wieku, francuski lekarz, Pierre Fauchard (ojciec nowoczesnej stomatologii), zalecał mocz na złagodzenie bólu zęba.

Starożytna płukanka nie była jednak uzyskiwana w trywialny sposób. Mocz musiał być najwyższej jakości, stąd Rzymianie nie wahali się importować najlepszego rodzaju moczu z najdalszych zakątków Europy. Szczególnie lubili mocz młodych Iberów, który zawierał, ich zdaniem, najbardziej zbawienne składniki. Używali specjalnych cystern do jego transportu z Hispanii.

Związki amoniaku są również składnikami nowoczesnych past do zębów. Ale nie martwcie się! Dziś nie są one uzyskiwane z moczu, ale tworzone w laboratoriach.

Starożytni rzymscy szpiedzy używali moczu jako niewidzialnego atramentu do pisania tajnych linii w swoich oficjalnych dokumentach. Słyszeliście kiedyś o powiedzeniu: “czytać między wierszami”? Wiadomości pojawiały się tylko po podgrzaniu.

Nawiasem mówiąc, mocz kota świeci, wiedzieliście to?

Kobiety w starożytnym Rzymie piły terpentynę (która może być trująca, powszechnie używana jest do rozcieńczania farb olejnych), ponieważ sprawiała, że ich mocz pachniał różami.

W starożytnych Chinach zarówno mężczyźni, jak i kobiety stali przy oddawaniu moczu. Chińscy szlachcice oddawali mocz do pustych w środku kijów bambusowych, aby mocz spływał daleko od ich ciał. W tym samym czasie, w krajach muzułmańskich, zarówno mężczyźni, jak i kobiety siedzieli lub kucali, aby siusiać, ponieważ wierzyli, że oddawanie moczu na stojaka, jest czymś, co robią psy. W starożytnym Egipcie i Irlandii zaś, kobiety były tymi, które stały, aby oddać mocz, podczas gdy mężczyźni siedzieli lub kucali.

Kiedy pojedziecie do Maroka, nawet dzisiaj znajdziecie tam wiele niezwykle śmierdzących farbiarni ukrytych na dachach, z niezakłóconym dostępem do słońca. Kaustyczne właściwości amoniaku pomagają również usuwać włosy ze skór zwierzęcych, dzięki czemu stają się one miękkie. Ten sam proces garbarski jest tam stosowany w niezmienionej formie od wieków.

Amoniak był ważnym składnikiem XVI-wiecznego przemysłu tekstylnego Anglii. Beczka za beczką ludzkiego moczu podążała każdego dnia do Yorkshire. Tam po dodaniu ałunu, czyli środka wiążącego, który łączył barwnik z tkaniną, przekształcano amoniak w silną zaprawę, gwarantującą najjaśniejsze kolory tkanin.

A po zmieszaniu z odpowiednimi pierwiastkami mocz może przekształcić się w saletrę lub azotan potasu, kluczowy składnik w produkcji prochu strzelniczego. Podczas Wojny Secesyjnej Armia Południowa umieszczała ogłoszenia w gazetach, prosząc Południowe Damy o zachowanie moczu, obiecując iż wagony z beczkami, zostaną wysłane “aby zebrać balsam”.

Nie mogę już, że tak powiem, trzymać mojej chemicznej wody i muszę ci powiedzieć, że mogę zrobić mocznik bez potrzeby posiadania nerki, czy to człowieka, czy psa; solą amonową kwasu cyjanowego jest mocznik. – Wöhler

Pomimo tego odkrycia dokonanego przez niemieckiego chemika Friedricha Wöhlera na początku XIX wieku, w którym poprzez zmieszanie cyjanianu srebra i chlorku amonu, otrzymał substancję identyczną z mocznikiem, ludzie do dziś wierzą w leczenie swoich ciał płukanką na bazie ludzkiego moczu.

Zwolennicy urynoterapii twierdzą, że ludzki mocz jest lekarstwem na wszystkie znane choroby – od przeziębienia po raka. Związki amoniaku zawarte w moczu mają również właściwości antybakteryjne i dezynfekujące.

Terapeuci sugerują, że mocz powinien być popijany, a nie wypijany na raz, i powinien on pochodzić ze środkowego strumienia pierwszego porannego oddawania, podobnie jak ten, który oddajecie do badań laboratoryjnych. Osoba wykonująca terapię moczem musi również unikać słonych pokarmów i pić dużo wody.

W Niemczech prawie 5 milionów ludzi regularnie oddaje się piciu moczu. W Chinach ponad 3 miliony ludzi. Jim Morrison, John Lennon, a także Gandhi byli również adwokatami.

Być może rzeczywiście nie powinniśmy marnować naszych fizjologicznych odpadów, jak to zwykle robimy w dzisiejszych czasach i pozwolić naszym ciałom przefiltrować je raz lub, jak w przypadku Jameson Whiskey, potrójnie je destylować.

Kilka lat temu grupa studentów z Kapsztadu, kopiując proces wzrostu koralowców morskich, po raz pierwszy użyła ludzkiego moczu, z ich męskich uniwersyteckich pisuarów, do uprawy eko-cegieł. Pachną amoniakiem tylko przez 48 godzin. Możesz wyhodować cegłę w ciągu 4 do 6 dni lub dłużej, jeśli chcesz, aby była trwalsza.

Więc gdybym chciała zbudować sobie dom, wszystko, co musiałbym zrobić, to kupić trochę ziemi, a następnie sikać. Lub biegać po wiosce i zbierać mocz od sąsiadów. Pod warunkiem, że mój dom nie byłby zbyt fantazyjny, powinnam to załatwić dość tanio i w krótkim czasie. Genialne! Jeśli chcesz przekazać darowiznę, skomentuj poniżej 🙂 Aby wykonać jedną cegłę, potrzeba siuśnąć około 100 razy.

Przez wieki mocz był mieszany z sianem, trawą, itp. przez właścicieli gospodarstw, aby stworzyć organiczny nawóz, tudzież gnój, jak to my wieśniaki zwykliśmy te rzeczy nazywać. Ludzi też czasem…. w sumie…

Szwedzcy studenci zebrali 70 tysięcy litrów czystego moczu, uciekli z nim na Gotlandię i wysuszyli go tam, aby następnie stworzyć granulki nawozu do upraw. Wierzą, że oddzielenie moczu od ścieków może uratować naszą Planetę!

Teraz, kiedy o tym myślę, z pewnością niektórzy z Was trzymali sobie w domach akwaria na pewnym etapie życia. Pamiętacie w takim razie, że potrzebowaliście roślinki i suplement do wody, aby zneutralizować azotan, który uwalnia się z rybich odchodów. A czy słyszeliście o procesie bielenia koralowców, który zabija nasze rafy koralowe na całym świecie? Mówią, że jest to spowodowane zmianami temperatury wody. Głównie globalnym ociepleniem. Ale koralowce również pochłaniają azotany. A co naprawdę dzieje się z naszym moczem po tym jak naciśniemy spłuczkę, tylko Bóg wie. Szwedzi mogą mieć rację w swoim myśleniu. Hmmm…

Być może Siły Powietrzne USA mogłyby podzielić się swoim małym patentem na worek na siuśki z resztą świata, aby umożliwić czysty proces zbierania uryny. Piloci myśliwców noszą przypominający torbę gadżet zwany “piddle-pack”, aby móc oddawać mocz podczas lotu, prawda? Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę! 😀

Dzielenie się piddle-packiem może również pomóc kierowcom tirów, którzy nie chcą się zatrzymywać i zamiast tego oddają mocz do butelek, które następnie rzucają na pobocza autostrad. W ciągu jednego miesiąca stan Waszyngton oczyścił 1000 tego typu butelek na 100-milowym (około 161 km) odcinku autostrady.

Tutaj przypomniała mi się super scenka z Kabaretu Divadlo Sklep, gdzie Jiri Machacek, jako tracker na samym początku opowiada właśnie co to oznacza mieć 2000 mil za sobą, bez zatrzymywania się, a przed sobą kolejne 2000 mil, bez zatrzymywania się. Nie raz chcielibyście się zatrzymać, tak choćby tylko po to żeby się wysikać, ale sama myśl, że musielibyście wtedy się: zatrzymać, otworzyć drzwi, wyłączyć hydraulikę, kleszczami odpiąć schodki, zejść po nich, wyjść z tracka, iść w krzaki, odpiąć spodnie, sikać, znowu zapiąć te spodnie, wrócić się do tracka, ustawić te schody, włączyć hydraulikę, wejść do środka, a dopiero potem móc jechać dalej… to już raczej jedziecie od razu dalej….

A wyobraźcie sobie, że był taki Jack Jag, któremu kazali przewieść zepsute mięso, ze wschodniego wybrzeża Stanów na zachodnie wybrzeże, tak zepsute jak było, a on jechał tak, że to mięso dowiózł świeże 😀 I od tego czasu śpiewa się oni piosenki po całym USA. Pośmiejcie się trochę z Pepiczkami:

Podręcznik Polowy Armii Stanów Zjednoczonych ostrzega przed piciem moczu w nagłych wypadkach, ponieważ mocz zawiera sole, które mogą zaostrzyć odwodnienie. Zamiast tego urynę można wykorzystać do ochłodzenia ciała, mocząc w nim szmatkę i umieszczając ją na głowie.

Dzięki Bogu nie musimy już nosić zbroi jak ci biedni średniowieczni rycerze, ponieważ kiedy tamci się polali, to rdzewieli.

Teraz nadszedł czas, aby otworzyć oczy. Przed Wami ukazuje się plac, który jest jedyny w swoim rodzaju. Jeden z najwspanialszych zachowanych arkadowych placów targowych – Les Couverts.

Domy z muru pruskiego wsparte na drewnianych filarach otaczają plac. Starsi mieszkańcy łapiący promienie słońca siedzą na ławkach. Zabytkowa karuzela dla dzieci odpoczywa na zielonym skwerku.

Maison des Consuls (Dom Rady), obecnie hotel, wita nas krokwiami z wyrzeźbionymi dziesiątkami wizerunków zwierząt, a także karykaturami średniowiecznych zawodów i grup społecznych.

Mnóstwo uroczych kawiarni wita tu turystów, teraz w pośpiechu próbujących znaleźć zacienione miejsce by coś przekąsić, bo nadszedł czas na lunch.

My, mimo że najedzeni po naszym uroczym pikniku, również postanowiliśmy odpocząć pod jedną z arkad.

Kawę zaserwowano szybko. W jednym kubku różowym – na szczęście, a drugim żółtym – na radość. Tak się składa, że mój dobór skarpetek często wygląda tak samo.

Ludzie siedzieli wokół nas, pochłonięci czytaniem książek i czasopism. Nikt nie był zbyt rozmowny, a to było niesamowite.

Siedzieliśmy już tak dobrą godzinę, leniwie upajając się błogością chwili, kiedy mężczyzna z hiszpańską gitarą usiadł dosłownie 2 metry od nas i zaczął cichutko grać.

Jego samotne, spokojne flamenco rozbrzmiewało między średniowiecznymi murami i nikt nie narzekał. Wręcz przeciwnie, ludzie wydawali się zahipnotyzowani. Ale nie w ten huczny, komercyjny sposób; nikt się nie poruszył, nikt nawet nie odwrócił się, aby spojrzeć na mężczyznę. To wszystko było tak naturalne. Jakby był ptakiem, który po prostu przysiadł na gałęzi nad głowami ludzi, aby zaśpiewać im swoją melodię, ponieważ to było to, co zwyczajnie lubił robić. Podobnie jak ten mały słowik z opowieści o chińskim cesarzu – był wolny i dzielił się swoją miłością życia ze światem.

Nie mogłam się oprzeć i w końcu spojrzałam na nieznajomego z gitarą, który okazał się być mężczyzną w wieku około 40 lat. Bardzo opalony brunet, z 2-dniowym zarostem. Cała ta ciemność pięknie kontrastowała z jego białymi lnianymi spodniami i koszulą. A jego głowę zwieńczał elegancki słomkowy kapelusz. Wyglądał na miejscowego.

W tym czasie nie miałam pojęcia, jak bardzo Mirepoix jest zorientowane na sztukę. Swing à Mirepoix w okresie Wielkanocy jest dla miłośników swingu, a Mirepoix Musique to stowarzyszenie, którego celem jest promowanie muzyki klasycznej w mieście i okolicach. Przez cały rok organizują koncerty i inne wydarzenia kulturalne.

Ja, nie mogąc się powstrzymać, popełniłam kilka rysunków, aby nie pozostać w tyle, za wszystkimi tymi artystycznymi wibracjami unoszącymi się wokół.

Mirepoix oznacza mieszankę smażonych warzyw (pokrojonej w kostkę cebuli, marchwi, selera i ziół smażonych na maśle lub oleju) stosowanych w różnego rodzaju sosach. W Irlandii można je kupić w supermarkecie, pięknie zapakowane i pod nazwą Mieszanka na zupę, chociaż tutaj to chyba siekają je maczetą.

Według Larousse Gastronomique z 1938 roku mirepoix można przygotować au gras (z mięsem) lub au maigre (bez mięsa). Ten ostatni jest czasami nazywany brunoise, choć ściśle mówiąc, ten akurat termin dokładniej opisuje technikę krojenia nożem w kostkę, w której produkt spożywczy jest najpierw julienned (pocięty na paski) a następnie obracany o ćwierć obrotu i pokrojony w kostki o wielkości około 3 mm lub mniej z każdej strony. We Francji “brunoise” jest maleńki, od 1 do 2 mm po każdej stronie kostki.

Ale na herbie ville żadnych warzyw nie uświadczycie.

Najprawdopodobniej nazwa miasta pochodzi od oksytońskiego słowa Mirapeis, rzekomo wywodzącego się z mire peis, co oznacza zobaczyć rybę.

Położone nad brzegiem rzeki Hers-Vif lub L’Hers w departamencie Ariège w Oksytanii w południowej Francji, Mirepoix ma bliżej do Hiszpanii i Andory niż do Paryża.

Pierwotna osada znajdowała się niegdyś na przeciwległym brzegu rzeki, jednak w 1289 roku została ona zalana, a rok później odbudowana tam, gdzie położenie terenu było wyższe. Jego średniowieczne centrum pozostaje niezmienione od tamtych czasów. Większość domów pochodzi z XIII, XIV i XV wieku.

Katedra w Mirepoix (Cathédrale Saint-Maurice de Mirepoix) do 1801 roku była siedzibą biskupów rzymskokatolickich. Wówczas to diecezja została podzielona między Carcassonne i Tuluzę. Jego budowa rozpoczęła się w 1298 roku i trwała 600 lat. W latach 1858 i 1859 ojciec francuskich prac konserwatorskich, Eugene Viollet-le-Duc wraz z Prosperem Merimee, podjęli się renowacji budynku. Zaraz po pobliskiej katedrze w Gironie w Hiszpanii posiada ona drugi najszerszy gotycki łuk w Europie.

W 1776 roku Jean-Rodolphe Perronet, autor m.in. paryskiego Pont de la Concorde, rozpoczął prace nad mostem Mirepoix, który ma 206 metrów długości i siedem łuków. Niedaleko stamtąd, gdzie inny, mniejszy most zawisł nad rzeką, znajduje się 800-letni dąb chêne vert.

A na jednym z pobliskich wzgórz możecie popodziwiać Château de Terride z roku około 960.

A to, po co ja na pewno kiedyś wrócę do Mirepoix, to MiMa – międzynarodowy festiwal sztuki marionetek odbywający się tu każdego lata. Lalki w rękawiczkach, lalki smyczkowe i marionetki portées (lalki z uchwytem z tyłu głowy), przedmioty teatralne i aktorzy koncentrują się wokół wiodącego tematu i bawią nie tylko najbardziej malusińskich z ludzi.

Źródło: internet

Nie mogę się doczekać, aby Cię ponownie zobaczyć Mirepoix!

Anka

One-Time
Monthly
Yearly

Make a one-time donation

Make a monthly donation

Make a yearly donation

Choose an amount

$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00

Or enter a custom amount

$

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

DonateDonate monthlyDonate yearly

When mommy says “eat your veggies” – eat them! Diced.

If your lazy alter ego feels like resting the eyes, use the ears instead and listen to the podcast: When mommy says “eat your veggies” – eat them! Diced.

Lazy, warm morning foreshadowed heat. A day with no plan was ahead of us. We drove among the sunflower fields, this time with open windows, letting the scents of French summer circulate through the car’s interior and paint similes on our sleepy, dreamy faces.

Before us, the heatwave was undulating over the road surface creating a misty landscape filled with colors. I love it when that happens. It was an early announcement of a beautiful day ahead that was being sent to us straight from heavens.

Happy with same, we went on in search of somewhere where we could top up our energy levels. Not long after, Aldi appeared in front of us and we decided to have a picnic just in front of it on a little piece of a meadow.

Despite of Aldi being a German owned supermarket, it is required to sell certain amounts of local produce in order to be able to operate abroad. Same here. So, taking advantage of really low prices, we purchased some tasty treats for the rest of the day.

Hundreds of types of pate’s and cheeses, all as fresh and flavourful as the bread rolls and veggies. Peaches and plums literally just fell from the trees that morning, I bet. And pastries filled with fruits were melting on our tongues.

The grass was tall where we spread ourselves out together with the feast. Traffic was very light so nothing, but bees and wasps could bother us in their lazy attempts of trying to steal some of our goodies. We didn’t mind sharing.

In front of us, a city called Mirepoix. We saw a sign post on the way to the shop and we decided to pop over since we were already there.

It was getting real hot. Well fed, hydrated and with vitamin D3 levels topped up by the morning sun, we packed all the goodies and went in search of an adventure.

A wall with a gate appeared in front of us, suggesting it was a right spot to park the car. In fact what we have here is called La porte d’aval, literally the downstream door or the Lower Gate, which dates back to 1372.

I took a shy quick peek through the gate and saw a little street with a funny sort of groove in the middle, probably type of drainage. The street was visibly leading to some sort of a square.

The sign post by the gate suggested something “medieval”. We were all up for medieval! At that stage we had no idea what a gem of a town we came accross.

Have you ever watched movies with Gérard Depardieu, let’s say The man in the iron mask, or any of the film adaptations of the Dumas or de Balzac books?

Medieval cities of France surrounded by walls gave an impression of construction chaos. The irregular main streets were at most a few meters wide. Through their center ran sewage, which flowed garbage, impurities and dirty water. The streets stinked, and these smells penetrated into the interiors of houses. Buildings were built with use of wood, gypsum and clay. Stone was rarely used. On the ground floors there were usually shops and workshops. The living quarters were small and dark.

Crowds gathered on the streets of the cities during processions, torture and executions. A great event in the life of the city was the entry and visit of the king or other dignitaries. City dwellers at that time were primarily engaged in crafts. Guild organizations did not yet exist.

We walked down towards the square between the rows of medieval buildings. Timber beams and rafters supporting upper floors, crooked widows, roofs and wavy walls. It all made me feel as if any moment a woman dressed in a long medieval dress with a Jacobite-like lace traded accross her chest, would lean out of one of the windows and pour a bucket of slop or piss onto our heads. That’s what you were risking back in the times, isn’t it?

Close your eyes and think of a scene like that. Muddy beaten roads, no sewage systems, only narrow ditches along the buildings. Yes, that’s where the human and animal waste would flow too. Think of the long dresses of the women smearing all that while passing by. And it’s not like they would take a bath and do the laundry too often. There was even a common in the Middle Ages saying, that frequent washing shortens life.

Disgusting or not, urine has been considered a magic liquid since ancient times and I think it is a great moment to mention a few of its uses accross the centuries. Especially that Mirepoix was only down the road from the Roman routes and South of France inherited tons of Roman inventions.

The word “urine” comes from the Latin urina, meaning “to moisten, to flow.” The word “piss” is an onomatopoetic term for urine and has been used since before the 14th century.

This yellow liquid which our bodies reject, consists of 96% of water, 2.5% of nitrogen waste products, mainly urea, a compound which further breaks down into ammonia, 1.5% mineral salts, as well as some scarse quantities of substances such as i.e. bile dyes that give the smell color and taste.

Humankind has used this substance over the centuries in ways that may blow your mind if you have never indulged in a subject.

The Isagoge is an “Introduction” to Aristotle’s work called “Categories”, written by Porphyry in Sicilly between 268–270 AD. It is a philosophical work on universals and logic which also clearly mentions urine. Below, you can see a copy of this manuscript.

Letter “D” – initial, starting the sentence “De urinarum differencia negocium” (The matter of the differences of urines).

Ancient Greek physicians tried to cure insanity with donkey urine and boiling an egg in the patient’s urine and then burying it in an anthill was to cure fever like nothing else. No wonder a few centuries later urine was tried to cure the likes of AIDS.

Australian aborigins believed that the oceans are made from the urine of an angry god attempting to drown the world.

In ancient times Rome, there were huge urinals placed on the street corners where citizens could kindly offer their share. It was recommended that the collection of a full large clean vessel be done in around 24 hours and that the liquid is kept out of the sun or heat, which could alter its color.

Romans would deal in urine, extracted from both, humans and animals, paying taxes, called vectigal urinae introduced by Emperor Vespasian, to trade it. These taxes originated the still-used saying Pecunia non olet, “Money does not smell.”

Roman public urinals, which by the way in France are to this day called vespasiennes after the very same Emperor Vespasian, came with a fee. The cities made even more money selling the urine to tradesmen who bleached cloth with it.

Caustic properties of ammonia mean it becomes destructive when it comes in contact with certain substances. It is therefore a useful ingredient in cleaning products because it neutralizes grease and dirt. Diluted with water, urine would be used as a soak for dirty clothes. Launderers would then stomp on the wet linens the way vintners stomp on grapes. They would of course urinate on them too during the process. Every Little Helps!

The panacea for all oral ailments was to be a special rinse from human urine. The Romans did it not without reason. They assumed that if urine works perfectly as a bleach when washing tunics, its cleaning properties will also work in the case of teeth.

Yet in the 18th-century French physician, Pierre Fauchard (the father of modern dentistry), recommended urine to relieve a toothache.

The ancient rinse, however, was not obtained in a trivial way. Urine had to be of the highest quality, hence the Romans did not hesitate to import the best type of urine from the farthest corners of Europe. They were particularly fond of the urine of young Iberians, which contained, in their opinion, the most salutary ingredients. They used special tankers for transportation.

Ammonia compounds are components of modern toothpastes too. But don’t worry! Today, they are not obtained from urine, but created in the labs.

Ancient Roman spies used urine as invisible ink to write secret lines within their official documents. Ever heard of a saying: “read between the lines”? The messages appeared only when heated.

By the way, cat’s urine glows, did you know?

Women in ancient Rome drank turpentine (which can be poisonous, commonly used to dilute oil paints) because it made their urine smell like roses.

In ancient China, both men and women stood up to urinate. Chinese noblemen would urinate into hollow canes so the urine would flow far away from their bodies. At the same time, in Muslim countries, both men and women would sit or squat to pee as they believed standing up to urinate is something dogs do. In ancient Egypt and Ireland, women were those who stood to urinate whilst the men sat or squatted.

If you go to Morocco, even today, you will find the many extremely smelly dyers hidden on the rooftops with an undisturbed access to the sun. Ammonia’s caustic property also helps to remove hairs from animal skins, making leathers and animal pelts softer. This very same process is used there unchanged for centuries.

Ammonia was an important ingredient for the 16th century England’s textile industry. Yorkshire would receive cask upon cask of human urine to be converted into a strong mordant, a bonding agent that would fuse the dye to the cloth after being mixed with alum. This mixture would guarantee the brightest of fabrics.

And when mixed with the right elements, urine can turn into saltpetre, or potassium nitrate, a key ingredient in the production of gunpowder. During the Civil War, the southern army put ads in the newspapers asking Southern Ladies to save their urine for the wagons with barrels which would be sent “around to gather up the lotion.”

I can no longer, so to speak, hold my chemical water and must tell you that I can make urea without needing a kidney, whether of man or dog; the ammonium salt of cyanic acid is urea. – Wöhler

Despite of this discovery by German chemist Friedrich Wöhler at the beginning of the 19th century, of a substance identical to urea, achieved by mixing silver cyanate and ammonium chloride, people to this day believe in treating their bodies with a human urine based rinse.

Proponents of urinotherapy argue that human urine is a cure for all known diseases – from colds to cancer. The ammonia compounds contained in urine also have antibacterial and disinfecting properties.

Urine therapists suggest that urine should be sipped, not guzzled, and it should be a first flow of the day, caught in midstream, just like the one you give away for lab testing. A person doing urine therapy also needs to avoid salty foods and drink plenty of water.

In Germany, nearly 5 million people regularly indulge in drinking their urine. In China, over 3 million people. Jim Morrison, John Lennon as well as Gandhi were also advocates.

But perhaps we should not waste our waste as we tend to these days and let our bodies filter it once or, like in a case of Jameson Whiskey, triple distill it.

A few years ago, a group of students from Cape Town, copying the process of the sea corals growth, for the first time ever used human urine, from their male urinals, to grow eco-bricks. They smell of ammonnia only for 48 hours. You can grow a brick within 4 to 6 days or longer if you want it to be stronger.

So if I wanted to build a house by myself, all I’d have to do is buy some land and then pee. Or walk around the village and collect urine. Provided my house would not be overly fancy, I should be done quite cheaply and within no time. Ingenius! If you’d like to donate, please comment below 🙂 It takes about 100 goes to build one brick.

For centuries urine was being mixed with hay, grass, etc. by the farm owners to create organic fertalizer for their fields. Swedish students, collected 70 thousand litres of pure urine and dried it, to then create fertalizer pellets for crops. They believe that urine separation from the sewage can save our planet!

Now that I think of it, surely some of you kept aquariums at some stage in life. You remember then that you needed plants and water suppliment in order to neutralize the nitrate that was released by the fish poops. And have you heard about coral bleaching process that kills our coral reefs accross the globe and that it is caused by the water temperature changes? Mainly global warming. But corals absorb nitrate too. And what really happens with our urine after we flush, only God knows. Swedish might just be right in their thinking. Hmmm…

Perhaps US Air Forces could share their little sack patent with the rest of the world to allow for a clean collection process. Fighter jet pilots wear a baglike gadget called a “piddle-pack” to urinate while they fly, right? Can’t wait to see it! 😀

Although the U.S. Army Field Manual cautions against drinking urine in an emergency because urine contains salts, which may exacerbate dehydration. Instead, urine can be used to cool the body by soaking a cloth in it and placing it on the head.

Sharing the piddle-pack could also help the track drivers who do not want to pull over and instead urinate into bottles which then they toss on the side of the roads. In one month, Washington State cleaned up 1,000 of these types of bottles on a 100-mile stretch of a highway.

Thank God we no longer have to wear armour like those poor medieval knights, because when they spilled, they turned rusty.

Now it’s time to open your eyes. In front of you opens a square that is one of its kind. One of the finest surviving arcaded market squares – Les Couverts.

One of the streets surrounding it, is called Cr Colonel Petitpied. So, speaking of the pee, I naturally translated it as street of a Little Pied Colonel 🙂 But sadly, no, pied in French means foot, as such it is a Colonel Little Foot. Not bad either 🙂

Half timbered houses supported by wooden pillars encircle the square. Elderly locals catching the rays of sun sit around on the many benches. An old fasioned carousel for kids perched on a patch of green.

Maison des Consuls (council house), now a hotel, has rafter-ends carved with dozens of images of animals and monsters as well as some caricatures of medieval professions and social groups.

Plenty of lovely cafes welcomed tourists, now in a hurry to find a shaded spot and grab a bite to eat, ‘cos it was time for lunch.

We were full after our lovely picnic but nevertheless, we decided to chill under one of the arcades.

Coffee arrived quickly. People indulged in reading books and magazines. Nobody was overly talkative, which was so amazing. We were a good one hour into our dirty, lazy chilling when a man with a Spanish guitar sat literally 2 metres away and started to play quietly.

His lonely and calm flamenco resounded between the medieval walls and nobody complained. On the contrary, people seemed mesmerized. But, not in this comercial way, nobody moved over, nobody even turned around to look at the man. It was all just natural. As if he was a bird that just perched on an overhead branch to play his tune, because that was what he liked doing. Like that little nightingale from the story about the Chinese Emporor, he was free and shared his love of life with the world.

I could not resist and eventually did take a look at the stranger with a guitar who happenned to be a man in his early 40s. A very tanned brunette with a 2-day stubble around his jaw. All that darkness contrasted beautifully with his white lose linen pants and shirt. And his head was crowned with an elegant straw hat. I guess he was a local.

At that time I had no idea how art orientated Mirepoix was. Swing à Mirepoix on Easter is for the lovers of swing and Mirepoix Musique is an association whose goal is to promote classical music in town and the surrounding area. Throughout the year they organize concerts and other cultural events such as reading events.

I, unable to stop myself, made a few drawings not to stay behind, with all the artistic vibes floating around.

Mirepoix stands for a mixture of sautéed chopped vegetables (diced onions, carrots, celery and herbs that are sauteed in butter or oil) used in various sauces. You can buy them here in Ireland in a supermarket pre-packed and called a soup mix, although these seem to be more like chopped with a machete.

According to the 1938 Larousse Gastronomique, a mirepoix may be prepared au gras (with meat) or au maigre (without meat). The latter is sometimes called a brunoise, though strictly speaking this term more accurately merely describes a culinary knife cut, a technique of dicing with a knife in which the food item is first julienned (cut into stripes) and then turned a quarter turn and diced, producing cubes of about 3 mm or less on each side. In France, a “brunoise” is smaller, 1 to 2 mm on each side of dice.

But that’s not what’s on the coat of arms of the ville.

Apparently the town’s name comes from the Occitan word Mirapeis, supposedly from mire peis, meaning see the fish).

Situated on the banks of the river Hers-Vif or L’Hers in the Ariège Department of Occitania in Southern France, it is closer to Spain and Andorra than it is to Paris.

The original settlement was once situated on the opposite bank of the river, however in 1289 it was flooded and one year later rebuilt where the land was naturally higher. Its medieval centre remains unchanged since those days. Majority of the houses date back to the 13th, 14th and 15th centuries.

Mirepoix Cathedral (Cathédrale Saint-Maurice de Mirepoix) up until 1801 used to be a seat for the Roman Catholic bishops when the diocese was divided between Carcassonne and Toulouse. Its construction started in 1298 and lasted for 600 years. In 1858 and 1859 the Father of French conservation works, Eugene Viollet-le-Duc along with Prosper Merimee, undertook the renovation of the building. Right after nearby Cathedral of Girona in Spain, it has the second widest Gothic arch in Europe.

In 1776 Jean-Rodolphe Perronet, author of i.e. Parisian Pont de la Concorde, began his works on the Mirepoix’s bridge which is 206 meters long and has seven arches. Not too far from there, where another, smaller bridge crosses over the river, an 800 years old chêne vert, oak tree, can be found.

And on one of the nearby hills, ancient Château de Terride dating back to the year 960 is located.

And what I am after and if only for that, I will definitely come back to Mirepoix one day, is MiMa – an international festival of the art of marionettes held here every summer. Glove puppets, string puppets and marionettes portées (puppets carried by a handle on the back of the head), theatrical objects and actors concentrate around a leading theme and entertain not just the littliest of people.

Source: internet

Can’t wait to see you again Mirepoix!

Anna

One-Time
Monthly
Yearly

Make a one-time donation

Make a monthly donation

Make a yearly donation

Choose an amount

$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00

Or enter a custom amount

$

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

DonateDonate monthlyDonate yearly