Wioska Wróżek – Baltray

Posłuchaj podcastu, klikając tutaj: Wioska Wróżek – Baltray

Większość irlandzkich wiosek przypomina mi tunel; macie jedną, raczej wąską drogę, której obie strony są ciasno zabudowane. Znalezienie miejsca parkingowego przy takiej drodze może stanowić prawdziwe wyzwanie, a przejazd przez taką wioskę, w której samochody są zaparkowane po obu stronach głównej ulicy, może często stanowić jeszcze większe wyzwanie.

Baltray, jest inne. Baltray przypomina mi Polskę lub Holandię, gdzie wioski są nieco rozciągnięte i tworzą siatkę bocznych dróg.

Baltray to prawdziwy ukryty klejnot okolicy. Otoczona wodami Morza Irlandzkiego u ujścia rzeki Boyne, była kiedyś wioską rybacką w czasach, gdy łosoś tak gęsto zamieszkiwał ową Boyne – Królową Krów, że rzekomo można go było łapać rękami.

“Samuel Lewis

Topograficzny słownik Irlandii, 1837

Baltray, wieś w parafii Thermonfeckan, baronowstwie Ferrard, hrabstwie Louth i prowincji Leinster, 2,5 mili od Droghedy; 428 mieszkańców. Wioska jest położona nad zalewem rzeki Boyne, na wschodnim wybrzeżu, a w 1831 roku posiadała 81 domostw, z których większość to chaty kryte strzechą.”

Źródło: libraryireland.com

Czasy się jednak zmieniły i teraz jest to “sypialnia” dla osób pracujących w pobliskim mieście portowym Drogheda lub nawet dalej w Dundalk czy Dublinie.

Mieszkając na przeciwległym brzegu rzeki, często wkurzałam się na brak małej łódki lub promu, który mógłby zabrać ludzi na drugą stronę. Zajęłoby to nie więcej niż 5 minut. Ponieważ jednak port Drogheda jest aktywnym biznesem, przyjmującym i wysyłającym łodzie towarowe każdego dnia, nie ma tu możliwości zbudowania mostu, który połączyłby plaże Mornington i Baltray.

W związku z tym, po tygodniach wpatrywania się w drugą stronę, Chloe i ja pewnego dnia postanowiliśmy w końcu zobaczyć, co tam jest.

Podróż, zamiast 5, zajęła nam 30 minut jazdy samochodem. Wzdłuż południowego brzegu rzeki, aż do pierwszego mostu w centrum Droghedy, tylko po to, aby następnie pokonać identyczną odległość wzdłuż północnego pobrzeża rzeki, aby w końcu, po zobaczeniu ładnej chatki krytej strzechą, a następnie starego kamiennego mostu, skręcić w prawo, zgodnie z drogowskazami.

Po lewej, rząd starych, ale zadbanych domów, po prawej, odrobina zieleni zakończona długim, ponad metrowym, kamiennym murem zbudowanym wzdłuż brzegu zalewu. Kilka ławek, absurdalnie ustawionych w taki sposób, że wszystko, co zobaczysz siedząc na nich, to kamienna ściana oddalona o 10 cm od Twojej twarzy. Nic dziwnego, że zawsze są puste.

Trochę dalej pojawia się pub. W każdej irlandzkiej wiosce znajduje się kościół i pub. I co zabawne, zwykle znajdują się naprzeciwko siebie. Ułatwia to życie Irlandczykom, którzy, jak powiedział duński filozof Soren Kirkegaard, “chrzczą swoje dzieci, ale na wszelki wypadek nigdy nie zanurzają jednej pięty w wodzie święconej”. Myślę, że pięta jest tym, co zabiera ich do pubu po niedzielnej mszy. Jest to taki sekretny proces zaspokajania zarówno bogów religijnych, jak i pogańskich.

Ale tutaj, w Baltray, nie ma kościoła 🙂 Mówiłam Wam, że ta wioska jest wyjątkowa!

Zaparkowałyśmy w samym centrum osady, tuż przy pubie, gdzie zwykle dostępnych jest kilka miejsc.

Dwa psy, jeden stary, biało-czarny łaciatek, a drugi praktycznie cały czarny, przyłączyły się do nas tak, jakbyśmy byli przyjaciółmi od czasów przedszkola i po prostu towarzyszyły nam wszędzie, dokądkolwiek byśmy się nie udały.

Parę ładnych domów po prawej, kryta strzechą chałupka po lewej, kilka kolejnych domów wokół pubu i droga prowadząca do tylnych uliczek.

Przed nami, tuż przy drodze, kawałek zieleni z dużym drzewem. W zeszłe Święta Bożego Narodzenia ozdobiono je ogromnymi, bajecznymi czerwonymi lampami.

A pod koniec tego zielonego skrawka kilka stołów piknikowych z ławkami i coś hipnotyzującego…

Chloe jak szalona pobiegła w jego kierunku tego czegoś. Psy popędziły za nią jak na złamanie karku.

Pomiędzy drzewami, starannie zbudowany i zarządzany przez miejscowych był mały Ogród Wróżek.

Ogród ten bardzo się zmienił od czasu, gdy zobaczyłyśmy go po raz pierwszy i teraz jest prawdopodobnie 5 razy większy w stosunku do ówczesnego rozmiaru.

Miejscowi zebrali zabawki, których ich dzieci już nie używały i dodając mnóstwo wyobraźni i wykorzystując to, co dała im Matka Natura, stworzyli arcydzieło wśród drzew.

Znaleźć tam można małe bajkowe domki i domeczki, wszystkie ręcznie malowane i ułożone przez dzieci. Mini trampolina wbudowana w ziemię. Mini stoły i krzesła, malowane pniaki, mini sztućce i naczynia dla lalek i Małych Skrzacików, domki dla lalek, sekretne kryjówki, zjeżdżalnia i huśtawka.

W zeszłym roku zawitało tam nawet “pudełko uczciwości” z jajami od kur z wolnego wybiegu, sprzedawanymi tutaj przez lokalną rodzinę. Bierzesz jaja, wrzucasz kasę do skrzyneczki i przy następnej okazji oddajesz kartonik 🙂

Piłek i kijów jest tu bez liku a lokalne psy wyszkoliły już wszystkie odwiedzające dzieci w kwestii ich zabawiania. Chloe również otrzymała prywatną lekcję i po kilku minutach nie wiedziała w co ma ręce włożyć bo tyle tu zabawy, że głowę urywa!

Był słoneczny dzień, dość nietypowe zjawisko i w dodatku nie padało od kilku dni. Trawa była sucha… powiedzmy (nigdy nie siedziałam na suchej trawie przez 16 lat życia w Irlandii!).

Tuż przy Fairy Garden – Ogródku Wróżek znajduje się słynne na całym świecie pole golfowe prowadzone przez Radę Hrabstwa Louth. Ten wielokrotnie nagradzany klub golfowy był gospodarzem dwóch Irish Open.

Przechodzimy przez drogę prowadzącą do Klubu i siadamy na trawie. Jak zawsze, papier, kredki i markery zasypują cały świat. …. W taki też sposób tworzymy naszą kolejną książkę wraz z ilustracjami wykonanymi na miejscu. Opowiada ona o naszych nowych psich przyjaciołach, którym z taką łatwością udało się nas oswoić.

Ale pieski, nie zapominajcie o tym, co powiedział Mały Książę: “stajecie się odpowiedzialni za to, co oswoiliście”!

Wróciłyśmy do samochodu i przejechaliśmy obok pola golfowego na sam koniec drogi podziurawionej jak szwajcarski ser. Teraz jest ona zamknięta dla samochodów. Dzięki Bogu, ponieważ jazda po niej oznaczała potencjalnie ostatni dzień życia dla waszego samochodu, a tak czy inaczej obszar ten i tak jest rezerwatem przyrody i musi być chroniony.

Ale tamtego dnia podjęłyśmy ryzyko i pojechałyśmy na brzeg rzeki, gdzie przywitały nas słynne Fairy Mounds czyli Kopce Wróżek, które rosną z prędkością światła zarówno wielkościowo jak i ilościowo.

Spacer wzdłuż rzeki jest dość długi, szczególnie dla małego dziecka, ale warto. Możecie zrobić pętlę i wrócić w to samo miejsce, tylko spacerując wśród krów i krowich kupek ścieżką zapewnioną przez właściciela ziemi, albo możecie również zajrzeć na sam brzeg morza.

Każdego roku, od maja do sierpnia, Louth Nature Trust prowadzi tutaj projekt ochrony gniazd rzadkich ptaków, które lubią ten obszar – urocze małe rybitwy i małe czaple.

Chodzenie po tej plaży to zarówno ból, jak i zabawa. Jest ona tak rozległa i ciągnie się aż do Clogherhead. Czujecie się wręcz przytłoczeni jej rozmiarem. Co więcej, jest tak rzadko odwiedzana przez ludzi, że naprawdę jest oazą natury.

Wydma ma tu kilometr szerokości, a drobny żółty piasek jest tak miękki, że chodzenie jest walką z żywiołami. Wasze stopy nieustannie toną nawet do 10 cm w piasku, a zatem pokonanie tej samej odległości, zajmuje co najmniej dwa razy więcej czasu niż w normalnych warunkach plażowych.

Z drugiej strony, gdy woda jest ciepła i przechadzacie się tam na bosaka, Wasze stopy tonące w piachu wypychają pęcherzyki powietrza na powierzchnię wody. To nie tylko brzmi i wygląda zabawnie, ale przede wszystkim łaskocze 😀To jedyne miejsce na Ziemi, w którym doświadczyłam takiego zjawiska.

I wreszcie, gdy przejdziecie około kilometra w kierunku Thermonfeckin, nie ważne czy po piasku czy po wydmie, staniecie twarzą w twarz z wrakiem statku “Irish Trader”, który osiadł tu na mieliźnie w 1974 roku, przewożąc ładunek nawozów pod uprawy do portu w Droghedzie. W czasie odpływu można wokół niego połazić i zrobić ładne zdjęcia. Chloe uwielbia to miejsce.

Baltray to wioska wymieniona na Scenic Seafood Trail czyli Malowniczym Szlaku Owoców Morza, inicjatywie Hrabstwa Lauth, która ma na celu przyciągnięcie turystów do nadmorskich miejsc, a także promowanie ich w zabawny sposób. Istnieje lista punktów, w których można uzyskać paszport, a następnie zbierać do niego specjalne pamiątkowe znaczki z każdej z odwiedzonych miejscowości. Zobaczcie tutaj jak to działa. 🙂

Jest jeszcze festiwal, który można podziwiać lokalnie a zwie on się Vantastival. Co roku w czerwcowe święto kamperzy i fani muzyki gromadzą się w pobliskim pięknym Beaulieu House, położonym nad brzegiem rzeki Boyne, w połowie drogi między Baltray i miastem Drogheda, aby spędzić czas w przyjaznej atmosferze. To taki festiwal, który jest bardziej imprezą ogrodową z sąsiadami.

Zabawy dla dzieci, sztuka i rzemiosło, stragany z jedzeniem i muzyką. A wszystko to w otoczeniu tego wspaniałego dzieła architektury, który jest teraz całkowicie zamknięty dla publiczności, z wyjątkiem takich wydarzeń.

I kiedyś warto go było odwiedzić ze względu na holenderską architekturę i jeden z trzech kadawerów w Irlandii, który znajduje się tu na przyzamkowym cmentarzu.

Jeśli chodzi o Baltray, jest jeszcze jedna rzecz warta wspomnienia. Zaledwie 23 lata temu, w 1999 roku, miejscowi mężczyźni zauważyli, że podczas przesilenia zimowego Słońce ustawia się w specyficzny sposób między dwoma kamieniami, które do tej pory uważano za zupełnie nieistotne.

Kogo interesują menhiry i starożytni, może się zagłębić w tę interesującą historię o kamieniach z Baltray tutaj, podczas gdy my wrócimy do obecnych czasów, w których to Baltray desperacko potrzebuje środków przeciwpowodziowych, szczególnie teraz, gdy rośnie ryzyko podniesienia się poziomu wody.

Zasadę Archimedesa stwierdzającą, że:

na każde ciało całkowicie lub częściowo zanurzone w płynie (gazie lub cieczy) w spoczynku działa siła wznosząca się lub wyporna, której wielkość jest równa masie płynu przemieszczonego przez ciało.

można tu niestety zaobserwować za każdym razem, gdy statek załadowany kontenerami wpływa do portu w Droghedzie. Na szczęście nie każda łódź dostaje pozwolenie na wkroczenie do portu nie tylko z przyczyn związanych z ich załadunkiem i ciężarem, ale również w związku z wysokością fali.

To niesamowite miejsce to naprawdę wyjątkowa wioska, tak maleńka, a jednocześnie tak czarująca i z mnóstwem do zaoferowania. Nie muszę chyba wspomnieć o ludziach!? Są gościnni i przyjaźni. I nawet im nie przeszkadza, że w okolicy nie ma sklepu. Kochają też swój spokój, więc uszanujmy to.

Nie pozwólmy jednak, by Baltray zamieniło się w bajeczną… Atlantydę.

Anka

Muzyka: “Atlantyda”, słowa Wisława Szymborska, muzyka i wykonanie Grzegorz Turnau

One-Time
Monthly
Yearly

Make a one-time donation

Make a monthly donation

Make a yearly donation

Choose an amount

$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00

Or enter a custom amount

$

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

DonateDonate monthlyDonate yearly

The Fairy Village – Baltray

Listen to the podcast by clicking here: The Fairy Village – Baltray

Majority of Irish villages remind me of a tunnel; you got one narrow enough road, both sides of which are tightly built up. Finding a parking spot along such road can pose a true challenge but often passing through such village where the cars are parked on both sides can pose an even bigger challenge.

Baltray, is different. Baltray reminds me of Poland or Holland, where villages spread a bit creating a little net of back roads.

It is like a true hidden gem of the area. Surrounded by waters of the Irish Sea and the Boyne River estuary, it used to be a fishing village in the times when salmon was so densely inhabiting the Queen of the Cows, that it allegedly could be cought by hands.

Source: libraryireland.com

The times have changed though and now it is a “bedroom” for those working in the nearby port city of Drogheda or even further in Dundalk or Dublin.

Living on the opposite bank of the river, I often gave out about the lack of a little boat or a ferry that could take people onto the other side. This would take no more than 5 minutes.

As Drogheda port is an active business receiving and dispatching cargo boats on daily basis, there is no way of building a bridge that would link Mornington and Baltray beaches.

As such, after staring on the other side for weeks, Chloe and I one day decided to finally see what’s in there.

The journey, instead of 5 minutes, took us 30 minutes by car. Along the southbank of the river, all the way down to the first bridge in Drogheda center, only to then drive all the way along the north bank of the river, to finally, after seeing a pretty thatched cottage, then an old stone bridge, turn right, as per the sign posts.

On the left, row of old but well looked after houses, on the right, a bit of green ended with a long, over one meter high, stone wall built along the water edge. A few benches, ridiculously positioned in a way so that all you’d see when sitting on them would be a stone wall 10 cm away from your face. No wonder they are always empty.

And here pops the pub. Every Irish village has a church and a pub. And funnily, they are usually situated opposite from each other. It makes things easy for the Irishmen who, as the Danish philosopher, Soren Kirkegaard said “babtise their children, but just in case, never dip the heel in the holy water”. I guess the heel is what takes them to the pub after the Sunday mass. It’s a secret process of satisfying both gods, the religious and the pagan.

But here, in Baltray there is no church 🙂 Told ya this village is special!

We parked just by the pub where there are a few spaces usually available. We found ourselves in the center of the settlement.

Two dogs, one old, white and black, and the other one all black, popped over as if we were their friends since kindergarten times and simply accompanied us to everywhere we went.

A few pretty houses on the right, thatched cottage on the left, some more houses around the pub and a road leading to the back streetlets.

In front of us, green area, with a large tree just by the road. Last Christmas it was decorated with huge red lamps that made it look like from a fairytale.

Towards the end of the green, a few picnic tables with benches and something mesmerizing.

Chloe ran towards it like mad. Dogs chased her, knowing they were up for a treat. Fun treat that is.

Between the trees, neatly built and managed by the locals was a little Fairy Garden.

This garden changed greatly since the first time we saw it and now is probably 5 times its original size.

Locals collected the toys their kids no longer used and adding plenty of imagination and using what Mother Nature gave them, they created a masterpiece among the trees.

There are tiny Fairy houses and keeps, all hand painted and arranged by the kids. A mini trampoline built into the ground. Mini tables and chairs, painted tree stomps, doll size cutlery and crockery for the Little Folk, doll houses, secret hideouts, slide and a swing.

Last year, it even welcomed an honesty box with free range eggs sold here by a local family.

Balls and sticks are plentiful and therefore the dogs have already trained the children how to entertain them. Chloe receives her lesson too and soon is so busy that does not even know with what to occupy herself next.

It was a sunny day, quite an unusual occurance here and it hadn’t rained in a few days. The grass was dry, let’s say (never sat on a dry grass in 16 years of living in Ireland!).

Just by the Fairy Garden, there’s a world famous Golf Course ran by the Louth County Council. This award winning Golf Club hosted two Irish Opens.

We cross the road that leads to the Club and sit on the grass. As always, paper, crayons and markers get spread all over….

…. All over the moon, we commit a book, as we usually would, complete with made-on-the-spot illustrations. This one is about our new doggy friends that managed to tame us so easily.

But doggies, don’t you forget what Little Prince said: “you become responsible for what you have tamed”!

We went back to the car and drove past the golf course to the very end of a super patholed road, which now is closed off for the cars. Thank God because driving there meant a potentially last day for a regular car and the area is a nature reserve anyway. Must be protected.

That day we took the risk and drove down to the riverbank where the famous Fairy Mounds welcomed us. They grow in size and number as we speak.

A walk along the riverside is quite long, especially for a young child but it is worth it. You can either make a loop and return to the same spot, only walking among the cows and cow poops via a path that is provided by the land owner or you can go all the way down to the seaside.

Every year, between May and August, Louth Nature Trust runs a conservation project here to protect the nests of rare birds that happen to like this area – cute little terns and little egrets.

Walking on this beach is both pain and fun. It is so vast and long, as it goes all the way down to Clogherhead, that you feel overwhelmed by its size. But more than that, it is so rarely visited by humans that it truly is a nature haven.

The sand dune is kilometre wide and the fine yellow sand is so soft that walking is a struggle. Your feet constantly sink even up to 10 cm into the sand and therefore what normally would take you 15 minutes here takes at least twice that.

On a positive side though, when the water is warm and you walk there barefoot, the sinking feet release air bubbles onto the surface of the water as you brood in it. It not just sounds and looks funny but most of all tickles 😀 It is the only place where I have experienced such a phenomenon.

And finally, once you walk about one kilometre towards Thermonfecking, which you may also do via mentioned dune, you come face to face with a shipwreck of the ‘Irish Trader’ which ran aground in 1974 here while caring crop fertilizer cargo to the port of Drogheda. On a low tide you can walk around it and take nice photos. Chloe adores this place.

Baltray is a village listed on the Scenic Seafood Trail, a County Lauth initiative to bring tourism to the seaside locations as well as to promote them in a fun way. There’s a list of places where you can obtain a passport and then collect special souvenir stamps from each of the places you visit along the way – Sea how it works here 🙂

There’s one more festival that can be enjoyed locally. It is called Vantastival and it takes place in the nearby beautiful Beaulieu House, situated by the riverbank, half way between Baltray and Drogheda town.

Every June Bank Holiday, campervanners and music fans gather here to share the time in a friendly atmosphere. The venue is more of a garden-party-with-neighbours type of a festival.

Kids activities, arts and crafts, food stalls and music. And all that in a surrounding of this wonderful House that is now fully closed for the public except for such events.

And it was once well worth visiting due to its Dutch architecture and one of the three cadavers in Ireland, located at its graveyard. But that’s more of a memento moris stuff and we wanted to celebrate here hence I’ll make sure to write about all that some other time.

As for Baltray, there’s one more thing here worth mentioning. Only 23 years ago, in 1999, local men noticed that on a winter solstice the Sun positions itself in the specific way between two stones that were considered quite unimportant till then.

You may find it interesting to indulge in an article about these Baltray Standing Stones here.

Baltray is in a desperate need of anti flooding measures, especially now with the growing risk of rising water levels. The Archimedes principle stating that:

any body completely or partially submerged in a fluid (gas or liquid) at rest is acted upon by an upward, or buoyant, force, the magnitude of which is equal to the weight of the fluid displaced by the body.

can sadly be oserved here each time a ship loaded heavily with the cargo containers enters the port of Drogheda. Thankfully not every boat is allowed and not always is a right time to enter either.

Dear Lauth CoCo, I know there are plans in place but nothing is being done still. Please review your budget and do priotitize this amazing place as it is a truly unique village. So tiny and yet so enchanting, with plenty to offer. And must I mention the people? They are welcoming and friendly. And they don’t even mind it that there is no shop in the area. They also love their tranquil peace, so let’s respect that. But at the same time let’s not let it turn into a fabulous… Atlantis.

Thank you.

Anna

One-Time
Monthly
Yearly

Make a one-time donation

Make a monthly donation

Make a yearly donation

Choose an amount

$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00
$5.00
$15.00
$100.00

Or enter a custom amount

$

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

Your contribution is appreciated.

DonateDonate monthlyDonate yearly