Dla tych, którzy nie lubią czytać, tutaj serwuję mówiony kufel Guinnessa: Sługa, który za 100 funtów zbudował alkoholowe imperium.
Mogę się założyć, że wielu turystów, jeśli nie wszyscy, przyjeżdżających co roku do Dublina, prędzej czy później zmierza w kierunku komina.
Idziecie między rzędami starych kamiennych budynków w jednej z najstarszych części miasta, i nagle – cios… do nozdrzy. Nie jest to jednak jakaś pięść między oczy od miejscowego, który być może mógłby również się przytrafić o niewłaściwej porze nocy, ale uderzenie smrodu wiszącego w powietrzu. Osobiście nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam poza tym miejscem.



Tak, to zapach prażonego jęczmienia. Nikt nie jest w stanie Wam tego opisać. Zapewniam jednak, że również nic nie jest w stanie poruszyć Waszych trzewnych płynów w porównywalnym stopniu.
Po pewnym czasie szok wsiąka, a nudności znikają i znów zaczynacie zauważać rzeczy od nowa.
Ta bardzo przemysłowo wyglądająca dzielnica od setek lat jest domem słynnego na całym świecie Browaru Guinness.
Też tak macie, że gdziekolwiek na świecie byście nie byli, prędzej czy później zobaczycie gdzieś znak Guinness’a i nagle okazuje się, że siedzicie z kuflem w ręce w lokalnym irlandzkim pubie? Tak, to jest magia tego co tutaj nazywamy Black Stuff (Czarną Materią).

Wiele lat spędziłem pracując w pobliskiej dzielnicy Temple Bar, gdzie odbywa się większość nocnego życia Dublina.
Akcja rozpoczyna się około 5 rano. Ciężarówka marki Guinness pełna metalowych beczek podjeżdża pod kolejne puby, by dostarczyć zamówienia. Kierowca otwiera bok naczepy. Na kostkach brukowanych umieszcza się małą specjalną keg cusion, czyli poduszkę mającą zmniejszać hałas zrzucanych na nią beczek oraz chronić chodniki. Podnoszą się drzwiczki do, zwykle podziemnych, keg room-ów, czyli piwnic, w których są one umieszczane.
Jedna beczka za drugą uderza w chodnik budząc wszystkich tych, którzy ledwie co poszli spać, po opróżnieniu wcześniejszych beczek. (Tak, pomimo poduszek – nie mogę sobie wyobrazić, poranków w Temple Barze, gdy takich wyciszających poduszek nie używano).
Następnie, beczki spadają, tym razem do piwnicy i wydają kolejny interesujący zestaw dźwięków, po czym zostają przerolowane na właściwą pozycję, grając kolejną melodię.
Teraz czas na empties, czyli puste metalowe beczki, które ładowane są na ciężarówkę, by przypomnieć śpiącym o ich przygodach i zagrać ostatnią z porannych piosenek. Po takim koncercie ciężarówka wraca do magazynu.
Moim zdaniem jest to główny powód, dla którego ci, którzy spali w jednym z hoteli i hosteli Znajdujących się w Temple Barze, uważają swoje pobyty za niezapomniane – po prostu nigdy nie śnili o większym bólu głowy.

Osobiście zawdzięczam opinię o niezapomnianości Temple Baru niezbyt trzeźwemu Walijczykowi, który był bardzo dumny z właściwego sposobu noszenia kiltu i nie bał się tego pokazać… 😀 Tyle tylko, że… to był raczej zimny wieczór…
Mam też rozczarowanie, które jest bezpośrednio związane z samym Guinness-em i tym razem, Anglikiem.
Od 1997 roku Guinness jest własnością Diageo, imperium alkoholowego (tak jak Captain Morgan, Moet, Smirnoff i setki innych trunków).
Minęły już lata, odkąd zostałem uhonorowana tytułem Ambasadora Guinness Storhouse i nie mogę powiedzieć, że zbytnio z jakichkolwiek korzyści czerpałam, ale to dlatego, że w tamtych czasach nie było zbyt wielu korzyści. Sprawdziłam obecną sytuację i niestety moja Karta Ambasadora jest już tylko bezużyteczną, ale fajną pamiątką.

Będąc Ambasadorem, wyraźnie miałam wystarczająco dużo miłości do marki i samego miejsca. W związku z tym pewnego dnia złożyłam podanie o pracę w Diageo. Niestety, pomimo uroczej pierwszej rozmowy z dwiema bardzo miłymi Irlandkami, niski Brytyjczyk o imieniu Chris, znokautował mnie w drugiej rundzie… Ale miał miły uśmiech, więc mu wybaczyłam (słaby żart!)

W roku 2009 Guinness Storehouse obchodził 250-te urodziny w Bramie Św. James’a – to adres dublińskiego browaru.
Oczywiście byłam tam i oczywiście nabyłam kilka unikalnych przedmiotów, które mam nadzieję, pewnego dnia przyniosą moim wnukom fortunę.
Zobaczcie więc, o co w tym wszystkim chodzi!
Napis nad wejściem do Browaru głosi:
This is the Storehouse, where for almost a century the magic of fermentation took place. Construction began in July 1902. Four years later, fermentation began and continued until 1988.
(To jest Magazyn, w którym przez prawie wiek odbywała się magia fermentacji. Konstrukcja rozpoczęła się w lipcu 1902 roku. Cztery lata później, rozpoczęła się fermentacja, a trwała do 1988 roku)


Składniki – By zrozumieć co powoduje, że Guinness jest tak wyjątkowy, musisz najpierw zrozumieć podstawowe składniki. Woda, jęczmień, chmiel i drożdże: cztery naturalne składniki wnikliwie selekcjonowane, by zapewnić jak najwyższą jakość. Każdy ze składników jest wyjątkowy sam w sobie, ale zmieszane podle naszej sekretnej receptury, tworzą coś nadzwyczajnego.
WODA: W 1759 roku Arthur Guinness, syn rolnika, a sam sługa, podpisał dzierżawę browaru St. James’ Gate w Dublinie. Był tak pewny sukcesu swego piwa, które nazwał Guinness, że wspomniany dokument podpisał na okres 9 tysięcy lat.







JĘCZMIEŃ:
każdego roku 100 tysięcy ton irlandzkiego jęczmienia zamienia się w Guinness’a w dublińskim browarze.


CHMIEL:
Chmiel rośnie tylko w dwóch regionach świata, pomiędzy 35 i 55 stopniem na północ i południe od równika. Nasz Kupiec skupuje tylko najlepsze rośliny z Australii, Czech, Niemiec, Wielkiej Brytanii, USA i Nowej Zelandii. Chmiel może osiągnąć nawet 4.5 metra wysokości. W dawnych czasach mężczyźni, korzystając ze szczudeł, przywiązywali żyłki do wbitych w ziemię palików i przeciągali je przez kable (przewodzące prąd przypuszczam). Tradycyjne zbiory odbywały się ręcznie, ale dziś używa się już maszyn.

DROŻDŻE: Wyprodukowane przez Arthura Ginnessa osobiście i zawsze trzymane w sejfie.


Wreszcie, sam Arthur Guinness jest uznawany za 5 i główny składnik.

Bez Arthura nie byłoby Guinness’a.
Arthur Guinness urodził się w Celbridge w Hrabstwie Kildare w 1725 roku. Jego ojciec, Richard, był zarządcą ziemskim na dworze Arcybiskupa Cashel’u, Arthur’a Price’a i ważył też piwo dla pracowników. Gdy Arcybiskup zmarł, zostawił młodemu Arthurowi, który był jego chrześniakiem, Ł100. Arthur wynajął za te pieniądze browar w Leixlip. Trzy lata później, Arthur wyruszył do Dublina szukać szczęścia, pozostawiając w browarze swego młodszego brata. W 1759 roku podpisał kontrakt na dzierżawę Browaru pod adresem Brama Św. Jakuba na 9 tysięcy lat wraz z dostępem do wody miejskiej. I tak zaczęła się historia.
Wspomniane 100 funtów było równowartością 4-letnich zarobków w tamtych czasach.

Praca u Guinnessa oznaczała, że ty i twoja rodzina byliście pod opieką – ubezpieczenie zdrowotne, dotowane posiłki, emerytury, wyższe płace niż w innych przedsiębiorstwach, itp. Pod koniec zmiany pracownicy mogli również wypić darmowy kufel piwa.
Arthur Guinness był przedsiębiorcą socjalnym i filantropem. Przekazywał darowizny na cele charytatywne, dbał o opiekę zdrowotną mniej uprzywilejowanych, pracował nad zachowaniem irlandzkiej tożsamości i promował tolerancję w społeczności mieszanej religijnie.
Sam Guinness był protestantem, unionistą i przeciwnikiem jakiegokolwiek ruchu na rzecz niepodległości Irlandii i chciał, aby “Irlandia pozostała pod angielską kontrolą”.
W 1797 roku The Union Star pisał – “Piwowar (czyli Arthur Guinness) w James’s Gate (to) aktywny szpieg. Zjednoczeni Irlandczycy będą ostrożni w kontaktach z każdym pubem, który sprzedaje jego napój”.
Arthur Guinness miał 21 dzieci z Olivią Whitmore, którą poślubił w 1761 roku, jednak tylko 10 dożyło dorosłości. Trzech na sześciu chłopców pracowało jako piwowarzy.
Guinness zarabiał fortunę na giełdzie, ale pomimo tego, że był bardzo bogaty za życia, pozostał bardzo skromny i istnieje tylko jeden jego portret.


W tej chwili słynny trunek powstaje w sąsiednim, ultranowoczesnym browarze. To znaczy, tu, w Dublinie. Na całej kuli ziemskiej jest ponad 50 browarów Guinness’a.

Stary browar, Guinness Storehouse przy St. James’s Gate otworzył swoje podwoje jako atrakcja turystyczna dopiero w 2000 roku.
Mistrz Piwowar, Fergal Murray, osobiście, choć tylko wirtualnie, zabiera zwiedzających na praktycznie realistyczną wycieczkę po ośmiopiętrowym … kuflu 😀 Naprawdę!





A gdy już dojdziecie do samej góry kufla, to wtedy kufel trafi Wam do rąk w Barze Gravity (Grawitacja) z panoramicznym widokiem na całe miasto:
A kto wie… jak nalać idealny kufel Guinnessa?


Diageoacademy.com ma następującą teorię:
Pociągnij kranik do samego dołu i dozuj pod kątem 45 stopni do szkła marki Guinness. Napełnij szklankę do 3/4 wysokości. Pozwól by napój osiadł. Uzupełnij, odsuwając uchwyt kranu do tyłu, tworząc w ten sposób bajeczną białą kopułę Guinnessa.
Jeśli kiedykolwiek oglądaliście moment “osiadania” Guinness’a, zauważycie efekt lawiny, który jest widoczny na moim zdjęciu powyżej, i jest po prostu niesamowicie satysfakcjonujący do oglądania … Nawiasem mówiąc, czy wiecie dlaczego w każdej puszce Guinnessa umieszczana jest mała kulka? Nazywa się ona widget i jest wypełniona gazem; azotem lub dwutlenkiem węgla. Po otwarciu puszki gaz znajdujący się w kulce jest uwalniany do piwa, powodując lawinę i nadając kuflowi tzw. “białą głowę” czyli tą pianę na górze.
Zobaczmy, czy sam Master Brewer postępuje zgodnie z zasadami:
Jedyne, co pozostało do zrobienia na tym etapie, to podnieść kufel Guinnessa i powiedzieć: Za Artura! Tak jak robimy to tutaj, w Irlandii co roku w Dzień Artura, który po raz pierwszy był obchodzony na arenie międzynarodowej 24 września 2009 roku dokładnie z okazji 250-lecia Guinness Storehouse i oczywiście w dniu urodzin Artura.

Source unitalianoasligo
Pozwólcie, że skończę moją ulubioną reklamą Guinnessa poniżej. A warto wspomnieć, że reklamy Guinnessa są naprawdę ciekawe i super śmieszne, poszukajcie wiecie gdzie a znajdziecie 🙂
To Arthur!
Anna
Poniżej znalazłam virtual tour dla wytrwałych: